Mustang - mój pierwszy repaint




Pierwotnie był on jednym z kilku koni z serii Sunshine Beauties z roku 2006. Osobiście nie miałam styczności z tymi modelami, choć pewnie nie raz mijałam je w sklepach. Natomiast moja chrześnica ma z tym modelem mniej więcej taką relację emocjonalną jak ja z Sun Runnerem, był to koń, którym bawiła się w dzieciństwie. 



Mustanga znalazłam na południu Polski na jednym z portali ogłoszeniowych. No tak, wtedy był po prostu brązowym Sunshine Beauty - zwróciłam na niego uwagę, głównie ze względu na Dorotę. Trafił do mnie 10 czerwca 2021, w pakiecie z dwoma innymi końmi - Farbenem II i Podróbkiem vel. Boomerangiem - oba są jeszcze projektami w toku. 

Wracając do Mustanga - jak widać na powyższym zdjęciu z ogłoszenia, był on w mocno "bawionym" stanie. Nie miał żadnego wyposażenia, grzywy i ogona też. Spodziewałam się, że ten mold jest nieco mniejszy od arabów Barbie. Pierwszy raz pojawił się w 2002 roku, w podobnej serii, do której należały trzy konie, każdy innej maści. Seria ta nosiła też podobną nazwę - Blossom Beauties.



Po wyjęciu go z paczki od razu zwróciłam uwagę na kopyta i skarpetki - zdjęcia tego nie oddają, ale bardzo podoba ,mi się to malowanie - jest bardzo precyzyjne. Kolor konia jest dość dziwny, jakby metaliczny, brązowo-czerwono-pomarańczowy. Kolejną rzeczą, która mnie oczarowała były oczy.


Zauważyłam też, że ten mold ma bardzo małe, jakby zatopione w głowie, uszy. Pysk jest jednak dość sympatyczny. 


Jest dość szczuplutki, w porównaniu do arabów.

Pomimo, że było mi bardzo szkoda tego precyzyjnego malowania, koń był zniszczony - nie da się tego ukryć. Oprócz pozostałości grzywy i ogona, praktycznie cały był w rysach i miał sporo przetarć. Dorota zdecydowała, że zrobimy z niego mustanga inspirowanego filmem - Mustang z Dzikiej Doliny. 


Mimo, że Mustang przybył do Warszawy, jego przemiana miała miejsce daleko od miasta - na wakacjach, na wsi - idealne miejsce do narodzin dla mustanga. 
Nie było łatwo, po wielu próbach, w końcu udało się otworzyćSłoneczną Piękność. Pozbyłyśmy się resztek ogona i grzywy, by przygotować konia do malowania podkładem.


Dopiero po otwarciu udało się też sfotografować sygnowanie moldu:


Dorota zajęła się malowaniem, to ona wybrała kolor farby - ja nie byłam przekonana do tak ciemnego odcienia, ona jednak miała inną wizję, nie chciała żeby Mustang stał się podobny do Heńki
Na zakupach wpadła nam w ręce ciekawa ozdoba do włosów - tym razem nie jeden, a wiele drobnych warkoczyków. Włosy były dość długie i cieniowane - blond przechodzący w ciemny brąz. Zgodnie stwierdziłyśmy, że ciemna część będzie idealna dla Mustanga.


Przygotowałam nową bazę pod grzywę i zajęłam się tworzeniem nowych włosów dla Mustanga.


I choć staram się dokumentować każdy krok - zapomniałam zrobić zdjęć nowej grzywie i ogonowi przed wpięciem w mold.

Tymczasem Dorota pomalowała ciało Mustanga.



Po wyschnięciu, wpięłam nową grzywę i ogon na ich miejsca i złożyłyśmy Mustanga w jedną całość.



Nie łatwo było go rozłożyć, ale złożenie też nie należało do lekkich. W dodatku przy otwieraniu nie obyło się bez ran, więc trzeba było założyć kilka szwów. Następnie przyszedł czas na ich szlifowanie.



Nowy ogon jest nieco szczuplejszy od starego, musiałam zrobić małą korektę otworu.




Po zabezpieczeniu włosów Mustang był gotowy do następnego, najdłuższego, etapu jego metamorfozy - pudrowania pastelami. Na tym etapie okazało się, że będę musiała poradzić sobie z nim sama. Trochę byłam przerażona, ale podjęłam wyzwanie - dopóki czegoś nie spróbujesz, nie dowiesz się czy faktycznie nie jesteś w stanie tego zrobić.

Pudrowanie było naprawdę długim i żmudnym procesem, wszystko przez to, że podkład był ciemny, a koń miał być finalnie dość jasny. Nie będę ukrywać, że naprawdę się umęczyłam. Trwało to prawie miesiąc, pochłonęło około 3 puszek lakieru. Poniższe zdjęcia ukazują efekty po utrwaleniu lakierem, warstw było tak wiele, że uwieczniłam tylko wybrane momenty








Pojawiła się charakterystyczna dla tej maści pręga. Koń prezentował się inaczej w świetle dziennym, jednak dla mnie wciąż był zbyt ciemny, dlatego walczyłam dalej.




Poniżej dwa zdjęcia przedstawiają upudrowanego Mustanga przed utrwaleniem lakierem. 



Po utrwaleniu lakierem odcienie stają się ciemniejsze. Poniżej moment, w którym stwierdziłam, że już wystarczy tych pasteli... Po czym nałożyłam kolejną warstwę.



W końcu nadszedł ten dzień i włosy mustanga zostały uwolnione z kokona taśmy zabezpieczającej. Grzywka z czoła nie bardzo chciała się na nim trzymać, dlatego na początek przycisnęłam ją gumką do włosów.


Mustang otrzymał też nowe oczy.





Tak wyglądały moje odmienione konie w chwili wyjazdu ze wsi. Heniutka już w pełni odmieniona, a Mustanga czekało jeszcze strzyżenie i dopracowanie kopyt


Po powrocie do Warszawy najpierw dokończyłam kopyta, a następnie zajęłam się grzywą i ogonem.



I Mustang doczekał się swojej sesji w ogródku, w swoim nowym wcieleniu.





Mustang jest bardzo majestatyczny. Podobnie jak jego filmowy pierwowzór nie będzie posiadał uprzęży ani siodła

Na zakończenie - małe porównanie - przed i po.





EDIT
8 maj 2022

Ta sesja ogródkowa była dość uboga, jesienią było chłodno i nie bardzo miałam wenę do zdjęć. Ale nadrobiłam to teraz, bo koń ten zasługuje na więcej ujęć.


Profil z grzywą

Profil bez grzywy




Uwielbiam te ujęcia od tyłu.




Z Henriettą:







Komentarze