Wiem, że to już brzmi jak slogan, ale kolejny raz zostałam zaskoczona przez los i kolejny raz się powtórzę - nie śniłam nawet tym, by jakiś koń z tej serii kiedykolwiek do mnie trafił! Absolutnie nie planowałam włączenia Fashion Star Fillies do mojej kolekcji! A tu pojawiła się królowa wybiegów z lat 80 - Chloe.
Już tłumaczę o czym ja tu w ogóle rozprawiam, bo założę się, że większość nie ma pojęcia co ja tu bredzę - ten koń jest na nasze warunki nieco egzotyczny. W zasadzie chyba każdy kojarzy My Little Pony (MLP), nieprawdaż? Takie, bodajże winylowe, kolorowo-bajkowe kucyki, które miały różne "urocze znaczki" na bokach zadków (i nie tylko), długie kolorowe grzywy i ogony oraz masę akcesoriów. MLP pojawiły się na początku lat 80 i należą do firmy Hasbro. Wywołały niezłą zawieruchę w świecie zabawek, bo okazało się, że nie tylko lalki można czesać i przebierać. Marka MLP trwa do dziś i jest powszechnie znana i nadal dość popularna na całym świecie. W odpowiedzi na te bajkowo kolorowe kucyki firma Kenner Parker Toys (KPT) (którą ostatecznie przejęło Hasbro), mająca swoją siedzibę w Cincinnati, OH w USA, od 1987 zaczęła rozwijać własną linię zabawek z modnymi klaczami - FashionStar Fillies (FSF). Koniki te były kierowane do nieco starszych dziewczynek niż MLP, miały być alternatywą dla zabaw lalkami w typie Barbie i bazować na miłości dzieci do koni.
Projektanką klaczek była Erica Carlson, mająca pewne doświadczenia w modzie i dizajnie, co świetnie widoczne jest w kolorystyce i akcesoriach koni. Erica pracowała później dla firmy Empire i była odpowiedzialna za ich końską serię - Grand Champions oraz Fantasy Fillies.
Po wchłonięciu KPT przez firmę Tonka marka FashionStars była również dostępna także w Anglii, Holandii i Belgii. Opakowania zawierały opisy w językach - angielskim, francuskim i holenderskim. Ostrzeżenia miały też tłumaczenia po włosku i niemiecku.
Egzemplarze europejskie niewiele różniły się od tych z USA - zwykle były takie same, czasem rezygnowano z niektórych akcesoriów, ale było to bardziej zależne od zasobów danej fabryki. Koniki pojawiały się w - USA, Kanadzie, Holandii, Anglii, Australii, Belgii, Francji, Szwecji i Nowej Zelandii.
Pierwsza seria trafiła do sprzedaży w 1988 jako FashionStar Fillies i obejmowała 6 klaczy - Chloe, o której dziś mówimy, Joelle, Niki, Darę, Callę i Lani. Osobno dostępne były 4 fashion packi dedykowane różnym klaczom oraz 6 zestawów dodatków nazywanych StarSpangles. W dodatkach znajdowały się karty pokazujące w jaki sposób koń wygląda w danym dodatku. Każda klacz miała inne kolory i akcesoria, za to wszystkie miały gwiazdkę na poliku. Występowały w czterech moldach datowanych na 1987 rok - Lippizan Step (Chloe), Palomino Walk (Dara, Nikki i Lani), Thoroughbred Trot (Joelle) i Arabian Canter (Calla)
![]() |
Wszystkie klacze z pierwszej serii w dodatkach StarSpangles (fotka z Fb) |
![]() |
Chloe w drugiej wersji - Feelin' Fancy |
Sukces pierwszej serii klaczek spowodował pojawienie się innych serii: Feelin' Fancy FSF (doszły dwa nowe moldy z rokiem 1989), Sassy Sixteens (źrebaki, nieco mniejsze od dorosłych klaczek - 3 zupełnie nowe moldy datowane na 1988 rok). Źrebaki pojawiły się jeszcze w dwóch mniejszych seriach - SongStar Sixteens - jako gwiazdy muzyki i Sweet Scent Sixteens - pachnące owocami. Dorosłe klaczki wystąpiły też w serii Royal Beauties, które jako jedyne nie miały gwiazdek. Pojawił się też Star Styler - zestaw z zaplataczem warkoczy Star Braider. A na koniec pojawił się Cliff (nowy mold) - jedyny ogier w stadzie, który miał gwiazdkę nie na poliku a na łopatce.
![]() |
W tej wersji zamiast kropek jest koronka |
Koniki niestety były zbyt dużą konkurencją dla MLP i na początku lat 90 postanowiono wygasić serię. Dwa moldy przebiły się jednak do innej serii zabawek w 1995 roku - Princess Gwenevere and the Jewel Riders.
![]() |
Tak wyglądał Fashion Pack |
![]() |
Tak wyglądały akcesoria StarSpangles |
![]() |
Tak wyglądały karty dołączone do dodatków, na odwrocie były opisy |
Nie wiem jak Wy, ale ja się zetknęłam z tymi klaczkami dopiero na Pintereście, gdzie szukałam jakichś śladów koni Barbie i oczywiście przy pierwszym kontakcie zerknęłam na zdjęcie i pomyślałam sobie - kurczę, fajne te konie, tylko niestety te ich kolory - jakaś masakra! Dziś gdy jestem właścicielką różowej Allegry, kolorowej Betty czy fioletowej Lilki z niebieskimi włosami - już te jaskrawe kolory nie robią na mnie takiego wrażenia. A moldy FSF uważam za naprawdę ciekawe i piękne. I gdy w moim zasięgu pojawiła się jedna z klaczek - to było oczywiste, że musi trafić do mnie. Nie wiedziałam o niej prawie nic, poza tym, że jest jedną z FSF i z ogłoszenia dowiedziałam się, że nazywa się Chloe.
Przybyła do mnie 16 listopada 2024. Wiedziałam, że jest mniejsza niż konie Barbie, więc to nie było dla mnie zaskoczeniem. Najbardziej zaskoczyły mnie jej włosy - ogon jest ekstremalnie długi, natomiast grzywa stosunkowo krótka, a najbardziej zagadkowe były cztery warkocze, krótsze od samej grzywy, których końce były przeszyte maszynowo - nigdy czegoś takiego nie widziałam.
Tak Chloe wyglądała, gdy do mnie przybyła:
Jej kolorystyka jest jeszcze w miarę neutralna - choć barwy są metaliczne. Mamy tu odcienie różu i srebra. Włosy są jasno żółte, słomkowe - taki typowy blond. Na zadzie i grzbiecie Chloe ma jasne plamy, podobnie jak moje Barbiowe Ski Fun'y - Blizia i Snowy - zatem możemy powiedzieć, że jest to siwa jabłkowita klacz. Znamy też jej rasę, ponieważ ten mold jest nazywany Lippizan Step - zatem jest to koń lipicański. I żeby nie ten różowy to nawet by się całkiem zgadzało, bo konie te występują głównie w siwym kolorze. Mają też charakterystyczny garbowaty łeb, ale są nieco masywniejsze niż sylwetka Chloe.
Chloe ma sygnaturę podobnie jak konie Mattel - na wewnętrznej stronie wgłębienia tylnej nogi.
![]() |
Sygnatura: Made in China, (c) KPT 1987 |
Największy problem stanowiły jej włosy. Na skutek intensywnych stylizacji, jakie przechodziła w przeszłości włókna strasznie się powyginały, a to spowodowało ich splątanie i spuszenie.
Jak widać miała na sobie ślady kontaktu z czymś niebieskim - ewidentnie to ślady po obtarciu. Jeśli chodzi o stan jej malowania - ubytki farby są tylko na spodnich częściach i są całkiem niewidoczne, gdy stoi.
I muszę powiedzieć, że po spotkaniu na żywo - zakochałam się w niej! Jeszcze zanim wróciła do świetności! Ten vibe lat 80, ówczesnej jakości, czasów mojego dzieciństwa... Nie wiadomo jaka była jej historia zanim do mnie trafiła, jednak przetrwała prawie 40 lat i nadal zachwyca!
Oczywiście najpierw trafiła do mycia, szczegóły są dostępne na filmie (poniżej). Bałam się bardzo o jej powłokę i malowanie, choć nie było łatwo udało mi się zmyć niebieskie ślady. Włosy po umyciu potraktowałam jeszcze kąpielą w roztworze płynu do płukania i Chloe trafiła pod grzebień.
Delikatnie, małymi krokami, z pomocą odżywki do włosów w końcu włosy stały się czesalne. Jednak to nie był koniec kłopotów, gdyż nadal się bardzo plątały.
Grzywa była całkiem, całkiem, jednak ogon pozostawiał wiele do życzenia. Wspominałam wcześniej, że przy unboxingu strasznie zdziwił mnie brak proporcji między grzywą a ogonem, tak że podejrzewałam, że grzywa mogła być przycięta. Okazało się, że zarówno grzywa, jak i ogon są oryginalne. Taka dysproporcja długości jest normalna dla tych koni.
W ruch poszła prostownica. Długa to była walka i mozolna, ale w końcu udało się dojść do ładu.
Kolejnym krokiem było odtworzenie jej akcesoriów. Chloe, jak wszystkie inne jej koleżanki z serii, nie miała wyposażenia charakterystycznego dla typowych koni - żadnych uzd, siodeł czy czapraków - Chloe nie jest zwykłym koniem - jest gwiazdą wybiegów - modelką. Na jej wyposażeniu były cztery ozdoby do włosów - coś pomiędzy gumką do włosów a spinką, korona, cekinowa owijka na ogon, sukienka z monogramem i pelerynka z miękkim futerkiem.
Jako pierwsze odtworzyłam "spinki" - w oryginale składały się jakby z medalionu w postaci guzika - z otworami z tyłu - w typie kamei - z głową konia otoczoną roślinnym motywem, z tyłu przewleczona była gumka, na której u dołu były dwa koraliki, a u góry supełek. Ozdoby te były po dwie z koloru - różowe i fioletowe.
![]() |
Oryginalne "spinki" Chloe. Po lewej - perłowe - należące do Chloe z pierwszej serii, po prawej - bez efektu perłowego - należące do Chloe z drugiej serii - Feelin' Fun. (fot. FashionStar Fillies) |
Oczywiście nie miałam identycznych elementów. Postawiłam na różyczki zamiast medalionów z kameą, a koraliki pasujące do gumek miałam opalizujące.
![]() |
Odtworzone przeze mnie "spinki" inspirowane oryginalnymi. |
Trochę musiałam pokombinować, bo moje gumki, jak widać są dość masywne. Ciężko mi było je związać i utrzymać na różyczkach. Nie łatwo było też przewlec warkoczyki przez tak małe gumki. Niestety byłam ograniczona długością dostępnych gumeczek, dlatego są takie małe.
Chloe z ogarniętymi włosami i różyczkami na warkoczach prezentowała się przepięknie.
Ale to nie był koniec prac. Kolejnym elementem była cekinowa owijka na ogon. Traf chciał, że w mojej przydasiowej kolekcji mam nieco cekinów, żeby było ciekawiej - akurat w różowym kolorze! Ok, ale najpierw oryginał:
![]() |
Owijka na ogon - z zewnątrz, wewnątrz i zwinięta. (fot. FashionStar Fillies) |
I moja wersja:
Dodałam miękką część rzepa, żeby nie niszczyć tego miękkiego materiału. To co użyłam to prawdopodobnie polar.
To oczywiście nie koniec! Dalej czas na sukienkę i pelerynkę. Najpierw zrobiłam formę za pomocą zwykłej kartki, po czym wykroje z odpowiednich materiałów - na sukienkę wybrałam satynowy materiał podszewkowy, na pelerynkę bardzo mięciutki - jasno różowy welur.
Rzuciłam się na głęboką wodę! Postanowiłam, że moje wersje "ubranek" będą miały dwie warstwy i że zszyję je na maszynie. A że nie mam zbyt dużego skilla, jeśli chodzi o precyzyjne posługiwanie się maszyną i pracę na uciekających spod stopki materiałach, to wyszło mi to - jakby to powiedział klasyk - średnio... Ale do przeżycia!
Ok, to najpierw oryginały:
Sukienka w oryginale jest zszywana na grzbiecie, a teraz dopiero zauważyłam, że falbanka jest przycięta na okrągło. Wydawało mi się, że monogram jest wyszywany, ale chyba to był jakiś nadruk.
Pelerynkę odebrałam troszkę inaczej niż w rzeczywistości - oprócz zdjęć na stronie FashionStar Fillies nie szukałam innych, oprócz tego - jakoś inaczej ją wyrysowałam i zaprojektowałam. Zrezygnowałam też z zapięcia. Oryginalna pelerynka jest z welurowego materiału w dość ciemnym odcieniu różu - w porównaniu choćby z sukienką. Materiał ten jest cieńszy od tego, który ja zastosowałam. Futerko w oryginale jest mniejsze i ma w sobie błyszczące włókienka.
Czas na moje wersje:
Moja wersja jest dwuwarstwowa - jak wspominałam - rzuciłam się na maszynę i miałam problemy z okiełznaniem materiałów przy tak małych wykrojach, do tego paski na brzuch wyszły mi za krótkie - stąd kawałek tasiemki. Moja falbanka przyszyta jest od góry i jej nie przycinałam. Napis wykonałam markerem do tkanin - kiedyś je kupiłam do czegoś, ale nigdy dotąd nie używałam - postanowiłam spróbować. Myślę sobie, że może kiedyś - jak mnie najdzie ochota i chwila - złapię za igłę i spróbuję go wyhaftować.
Na spód obu wdzianek dałam materiał, który możecie kojarzyć z czapraka mojej Allegry vel. Lagusi.
Nie miałam białego futerka - przyznaję. Zatem skąd się wzięło? Zrobiłam je na drutach z włóczki futerkowej - tak, to są trzy wydziergane rzędy. Futerko wyszło gęste i dość grube, ładnie skomponowało się z tym mięciutkim materiałem. Naszyłam je ręcznie od góry i taki był plan, by nie dochodziło do tasiemki.
Ale to jeszcze nie wszystko! Chloe to koń lipicański, zatem carski, a co jest atrybutem dawnych władców? - korona! Oto oryginał:
Mamy tu gumkę, jakiś złoty - skajopodobny lub ceratopodobny - prawdopodobnie - materiał. Coś błyszczącego w kolorze różowym naszytego na środku i wycięcia w kształcie kółek i rombów.
Aby tak równo zrobić tak małe wycięcia moimi rękami - nie było szans! Wymyśliłam coś innego. Ta różowa naszywka kompletnie do mnie nie przemawiała, więc też wymyśliłam coś swojego w zamian. Oczywiście - dobrze się nie przyjrzałam, że korona łączy się z tyłu - ma po prostu tak długie ramiona - ja wycięłam to co widać na pierwszym planie - z tyłu zastosowałam gumkę, by nadać jej kształt.
W oryginalnej koronie brakowało mi jakiegoś dodatkowego smaczku, jakiegoś klejnotu - moja wersja pozostawiała sporo miejsca na środku - zatem wykorzystałam je na kryształowe serce:
Ok, to idąc już schematem - najpierw Chloe w oryginale:
![]() |
Wersja Feelin' Fancy |
![]() |
Wersja pierwsza |
![]() |
Pelerynka jest na lewą stronę, ale widać. że ma całkiem inną wielkość i kształt, jak moja. |
To teraz czas na moją królową!
Moja pelerynka wygląda jak siodło, czy coś podobnego. Ok, to czas na sukienkę.
Zdecydowanie wolę ją w pelerynce. Jest magiczna! Bardzo się cieszę, że do mnie trafiła! W dodatku w całkiem dobrym stanie - bez zniszczeń, przebarwień, z minimalnymi ubytkami farby. Z włosami była tu spora walka, nadal końcówki nie są perfekcyjnie proste - dlatego też postanowiłam nie kręcić jej loków. Myślę, że kręconych włosów jej, póki co, wystarczy. Na emeryturze może cieszyć się prostymi.
To jeszcze sesja w różowych chmurach. Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem!
I przed i po:
Wcisnęłam w ten post masę zdjęć, ale naprawdę jestem nią oczarowana i chętnie przygarnę resztę tego stada - jak los pozwoli :) Pisząc tego posta, opracowując historię serii, jak i tworząc akcesoria podpierałam się stroną Catwalk.
Komentarze
Prześlij komentarz