Joey Czarny Diament - Play BIG nie Mattel

 Oto Joey Czarny Diament - imiona zyskał po koniach z powieści "War Horse" i "Czarny Diament". Jest to pierwszy koń innej firmy niż Mattel w mojej kolekcji.

Koń Play BIG

Polowałam na całkiem innego konia, oczywiście Mattel'owskiego, jednak w kwestii pojawiania się koni w mojej kolekcji - mam niewielki wpływ, a nawet śmiało mogę powiedzieć - żaden - na to jaki model pojawi się następny. W kwestii psów lepiej wychodzi mi planowanie zakupów. Może dlatego, że było ich znacznie mniej. Ale wróćmy do Joe'go - pojawił się w ogłoszeniach i jakoś od początku czułam, że trafi do mnie. Kompletnie nie miałam pojęcia co to za koń, na początku podejrzewałam, że to jeden z modeli Big Jim Mattela. Ale wyglądał zbyt masywnie. W końcu udało mi się ustalić, że producentem tego rumaka była firma Play BIG, która robiła różne figurki, w tym coś podobnego do Playmobil, ale o tym później. Do tego jest to dość rzadki okaz, przez niektórych wręcz poszukiwany.

Czarny koń Play BIG
Pierwsze zdjęcie - out of the box

Przybył do mnie dzień przed Dniem Dziecka, czyli 31 maja 2022. Pochodzi on prawdopodobnie z lat 80, więc spodziewałam się, że jego wykonanie będzie dość solidne i nie zawiodłam się. Plastik jest naprawdę solidny, wszystkie stawy działają, choć po wyjęciu z paczki niektóre przeraźliwie skrzypiały i miały rdzawe naloty. Koń był brudny - co widać już na pierwszych zdjęciach. Jego ogon został przycięty i gdy patrzy się na niego od tyłu - wręcz przypomina Shire a nie wierzchowca. Grzywa także była w postaci filcu, do tego brakuje jednej części - tuż od łba. Koń na szczęście ocalał wraz ze swoją uprzężą i siodłem

Play BIG vintage

Zabytkowy koń dla lalek Play BIG

Artykułowany koń Play BIG

Jego akcesoria zrobione są z gumy i mają wiele ozdobnych detali.

koń Play BIG

Play BIG

artykułowany koń Play BIG

Niemiecki koń Play BIG

I ta jego artykulacja! W końcu koń, który ma w pełni ruchome nogi! Nie to co konie Cali Girls Mattela.

Play BIG

Ok, po zachwytach przyszedł czas na rozebranie staruszka. Najpierw ogłowie i wodze.


I tak oto prezentowała się jego głowa bez uprzęży. Widać było sporo kurzu między uszami, gdzie jest zawias i w okolicach nachrapnika. 

Play BIG

I mogłam zobaczyć jego głowę w pełnej okazałości, ze wszystkimi detalami. 

Ok, jeszcze jedna poza - Joey ukłon! - w tym też bije Baję i resztę CG!

Play BIG

Teraz będzie mniej przyjemne zdjęcie - Joey pokaże jak maksymalnie zginają się jego stawy:

Czarny koń Play BIG

Troszkę szkoda, że nóg nie da się podnieść nieco wyżej, artykulacja nóg do tyłu jest zadowalająca. Szyja i głowa - też całkiem znośnie, choć mogłyby jeszcze kawałek się składać. Nie porównywałam go jeszcze z Nibbles'em - przy okazji nadrobię i wstawię tu fotki.

koń zabawkowy Play BIG

 Oczywiście zastanawiało mnie dlaczego część grzbietu wygląda na odseparowaną, jakby zdejmowalną. Jednak nie chciałam zbytnio eksperymentować z tym moim antykiem przy pierwszym dniu.


Jak widać Joey ma przewężenie grzbietu w zupełnie innym miejscu niż konie Barbie.

Play BIG

Sądzę, że został stworzony dla jakichś superbohaterów, lalkowych figurek akcji - ale mogę się mylić, gdyż w większości internetowych wpisów na temat tych koni wypowiadały się osoby, które bawiły się nimi w dzieciństwie i określają je jako konie dla lalek.


Jedyne sygnowanie znajdujące się na koniu brzmi: MADE IN W. GERMANY, czyli wyprodukowano w W. - jak West, czyli zachodnich Niemczech. Nie ma roku ani firmy. Napis znajduje się tam, gdzie zwykle są sygnowane konie Mattel - czyli na wewnętrznej stronie tylnego uda (prawego).


Jedyny widoczny artefakt jaki znalazłam na nim to rysy na boku.

I jeszcze raz ten pięknie wyprofilowany łeb przed myciem:



Od razu zwróciłam też uwagę na jakość szwów - których prawie nie widać.

Siodło i uprząż tuż przed myciem:



No i ogier wylądował w kąpieli.


Bardzo porządnie go umyłam - najpierw gąbką, a później szczoteczką. I tak wyglądał koń i woda po kąpieli przed płukaniem.


Podczas tego mycia nie rozczesywałam grzywy i ogona. Mam zamiar, w jakiś mało drastyczny sposób, je wymienić.


Czyściutki konik i akcesoria.

Oczywiście zaraz po ogarnięciu zdjęć z tej pierwszej sesji pochwaliłam się nowym nabytkiem na Instagramie. W komentarzu pod zdjęciami, jedna z niemieckich kolekcjonerek koni Barbie, napisała że część grzbietu jest zdejmowalna, prawdopodobnie, by mogły dosiadać go lalki z podstawową artykulacją w stawach biodrowych. Pech chciał, że zgubiłam gdzieś moje narzędzia do bezpiecznego otwierania plastików. Ale znalazłam plastikową raklę, która także dobrze się spisała w tej roli i udało się zdjąć grzbiet Joey'a. 


Od razu zaznaczam, że nie było to łatwe i w sumie nie widzę sensu, by pozbawiać go tak dużej ilości ciała - wygląda dziwnie. I dalej nie sądzę by chodziło o sadzanie na nim lalek bez rozchylanych bioder, bo mimo wszystko odległość między ich nogami jest mniejsza niż pozostała część grzbietu konia. Myślę, że został stworzony dla kogoś innego - może jakiegoś kowboja?


Teraz widać jak przy opuszczonej szyi podnosi się jego kłąb.



Brrr... Wygląda przerażająco, jakby był okaleczony. Dobra, to jeszcze tylko próba z lalką, ale o pełnej artykulacji w stawach biodrowych - Cali Girl Horseback.


No nie wiem, jakoś tak dziwnie to wygląda. Niby jak się założy siodło, to trochę przykrywa tą dziurę, ale tak czy siak, dla zwykłej Barbie grzbiet jest za szeroki.


Jeszcze tylko koń od spodu - bez grzbietu.


I fotki samego grzbietu.



Po głębszym śledztwie wnioskuję, że na miejsce zdjętego grzbietu można było założyć specjalne siodło dla figurek produkowanych przez Play BIG. Znalazłam zdjęcia innych koni tej firmy, gdzie dokładnie widać czemu służy ta opcja. Zdjęcia są pożyczone z internetu - link jest dołączony do zdjęcia.



Firma ta już w latach 70 produkowała figurki - które później nieco się zmniejszyły, przyjęły nazwę Playmobil i są produkowane do dziś. 

Ok, już kompletuję mojego biedaka, dość tych eksperymentów.


I już w pełnej okazałości. Zapomniałam dodać, że przed wyniesieniem Joey'a na trawę rozczesałam jego grzywę i ogon - a dokładniej ich pozostałości. Włosy są bardzo mocne, mimo tak wielkiego sfilcowania nic nie pozostało na grzebieniu, którym go czesałam. Więc nie wiem, po co było mu te włosy obcinać? Jeśli była to dziecinna fantazja - ok, to rozumiem - w końcu moja Barbie też straciła włosy w ten sposób. Natomiast jeśli ktoś tak pięknym zabawkom obcina włosy bez próby ich rozczesania - no to tego już nie rozumiem. Ale może to mentalność osoby wychowanej na małej ilości, wymarzonych i wyproszonych zabawek. Wracając do Joey'a - jego włosy przypominają mi włosy Championa.



Dokańczając historię tego modelu - występował w kilku wariantach kolorystycznych, ale nie tylko kolor był zmienny. Można było nabyć konia czarnego, siwego i określanego jako palomino, choć nie wiem czy to przypadkiem nie był kasztanek. Inną cechą zmienną były grzywa i ogon - w wersji z włosa (jak u mojego), z plastkiku lub też jedna część była z plastiku a druga z włosów - np. jak na poniższym zdjęciu - grzywa plastikowa a ogon czesalny.

zdjęcie zapożyczone z Flickra

Inne zdjęcia tych koni jakie udało mi się znaleźć w sieci. Linki do stron z których pochodzą znajdują się w podpisach.

Zdjęcie z sieci - link

Zdjęcie z sieci - link

Zdjęcie z sieci - link

Czyli był też kasztanek. Ciemne siodło wygląda ciekawie. Jednak zdecydowanie wolę wersję z włosami od tego plastiku. Z tych zdjęć wnioskuję też, że ogon był niewiele dłuższy od Joey'owego - sięgał jedynie do połowy nóg.

Uwielbiam pozę pasącego się na łące konia.




Brakuje mi jakiegoś blika w oku, ale czarne konie w tamtych czasach tak miały, że nie były w żaden sposób malowane. Odbicie światła od oka nadawało naturalny blik. Joey jest moim antykiem, więc nie będzie żadnego tuningu.


Ogłowie technicznie podobne jest do Mattelowskich, wodze nie łączą się ze sobą.


I ogier znów w pełnym rynsztunku.


Czas na spotkanie z Barbie CGH.





Myślę, że w stosunku do Barbie prezentuje się lepiej niż konie Mattel.



Czas na prawdziwą przejażdżkę.



Dla porównania postanowiłam najpierw zestawić go z Bają.





Baja jest troszkę niższa i oczywiście szczuplejsza, bo jest najcieńszym z koni jakie dotąd posiadam (nie liczę tu mustanga, bo on jest ciut mniejszy). Łeb Joey'a to jak dwa łby Baji - no widać, że to ogier pełną gębą!


Kolejnym koniem najbardziej zbliżonym do artykułowanych jest oczywiście Sprint - czyli Queenie. I ona w porównaniu z czarnym ogierem wypada bardziej porównywalnie - jest szersza w tułowiu i ma masywniejsze nogi niż Baja, ale wciąż jest mniejsza niż Joey.

Ach no tak - i Jazzie pierwszy raz usiadła na koniu.


Maksymalne pochylenie szyi - Baja i Joey.


I co tu się dziwić, że ona taka chuda, jak nie sięga do trawy.


Poniżej Joey ma lekko pochyloną szyję, a Baja maksymalnie podniesioną - także nie można ich na tym zdjęciu dobrze porównać.


Na koniec - detale i szczegóły siodła i uprzęży.




Jest to naprawdę bardzo ładny koń, cieszę się, że dołączył do mojego stada.



Komentarze

  1. Napisałam komentarz, ale zaraz zniknął. Nie wiem o co chodzi.

    Koń fantastyczny! *_*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie wiem o co chodzi, pewnie to znów robota botów, które stwierdziły, że Twój komentarz może być spamem :/ Ale nic w przyrodzie nie ginie. Dziękuję za komentarz :) Koń potrzebuje jeszcze nowych włosów do ogona i grzywy - dopiero wtedy będzie się okazale prezentował.

      Usuń

Prześlij komentarz