Country Star Western Horse Wallmart SE USA (1994)

 Do mojej kolekcji dołączył kolejny koń, który mi się nawet nie śnił! Uważany za swego rodzaju rarytas Country Star Western Horse - koń z edycji specjalnej, produkowany dla sieci amerykańskich marketów Walmart - przez co dostępny był tylko i wyłącznie w USA.


Western Star Stampin' Horse 1993 (fot. ebay.com)


Koń jest bardzo podobny do innego westernowego konia Barbie, który trafił do sprzedaży rok wcześniej,mianowicie do Western Star Stamping Horse z 1993 roku. 

Nie tylko same konie są do siebie bardzo podobne, mają też bardzo podobne akcesoria - ten sam typ siodła i ten sam typ ogłowia, podobny kształt czapraka i ochraniaczy.


Country Star i dedykowana Barbie Country Western Star (fot. ebay.com)

Dedykowaną Barbie do Country Star jest Barbie Country Western Star - również produkowana dla Walmart i dostępna tylko w tej sieci. Oprócz Barbie w tej serii była także Tereska i piękna ciemnoskóra Shani - w takim samym stroju jak Barbie. Lalki w tej serii to gwiazdy muzyki country - każda z nich posiadała mikrofon.

Country Western Star Teresa i Shani (fot. ebay.com)

Wszystkie trzy lalki - Shani, Barbie i Teresa - obrazki z tylnych ścianek opakowań (fot. ebay.com)

Przód opakowania (fot. ebay.com)

Tył opakowania (fot. ebay.com)

Instrukcja (fot. ebay.com)

Udało mi się znaleźć zdjęcie pierwszej strony instrukcji, na której widać zawartość opakowania - zatem mamy samego konia oraz jego wyposażenie:

🎠 ogłowie z wodzami
🎠 siodło
🎠 szczotka
🎠 sześć podków
🎠 czaprak
🎠 cztery ochraniacze
🎠 trzy ozdoby do włosów

Egzemplarz, który do mnie przybył stracił gdzieś po drodze swoje podkowy i szczotkę - reszta przetrwała. Przybył do mnie z Krakowa, można powiedzieć, że na Dzień Dziecka.

Oto jak mój Country prezentował się na zdjęciach w ogłoszeniu - zawsze lubię wracać do tych zdjęć.





Tu mogę przejść do tematu pewnej wady, która dotyka niektórych koni Barbie z lat 90 - otóż plastik, z którego robione były ogłowie i siodło ma tendencję do pękania. Starzeje się w ten sposób, że robi się twardy i kruchy, nie raz widziałam jak przy próbach wygięcia i dopasowania akcesoriów nagle plastik pękał. Mój Country Star dotarł do mnie z popękanym siodłem i ogłowiem, wady były uczciwie opisane i pokazane w ogłoszeniu.





Poprzednia właścicielka próbowała naprawić uszkodzenia za pomocą Super Glue - jednak to nic nie dało. Zarówno siodło, jak i ogłowie nie były odpowiednio wyprofilowane (wygięte), zatem nacisk i napięcie jakie powstawało w miejscu klejenia łatwo pokonywały sztywne połączenie Super Glue. Podkleiła zatem pęknięte części taśmą by się nie pogubiły i nie pękały mocniej.

Gdy tylko koń do mnie dotarł od razu rzuciłam się na te uszkodzenia i zabrałam się do naprawy - więc dobrze, że mam zdjęcia z ogłoszenia. 

Koń miał ładnie zabezpieczone włosy



Tak prezentowało się ogłowie, po wyjęciu z paczki. Wyglądało zupełnie jak na rysunku z instrukcji, tylko nachrapnik był bardzo delikatnie wygięty - było płaskie jak po wyjęciu z oryginalnego opakowania lub jakby leżało gdzieś między książkami.



Tak samo wyglądało siodło - całkiem płaskie. O ile popręg był dość elastyczny, to samo siodło było sztywne i bardzo twarde. Naciąganie na siłę starych plastików tak się właśnie kończy - wszystko pęka i się łamie.

Postanowiłam wypróbować patent z podgrzewaniem - to zawsze działa w przypadku tworzyw sztucznych. Wzięłam małą suszarkę i stopniowo podgrzewałam siodło z obu stron - w miejscu, gdzie chciałam je wygiąć.


Następnie użyłam dwuskładnikowego kleju epoksydowego by skleić pęknięcia. Pozostawiłam do całkowitego wyschnięcia i utwardzenia. Następnego dnia znów uważnie podgrzałam miejsca, które chciałam wyprofilować - tak jak się obawiałam - klej epoksydowy nie lubi podgrzewania - spoiwo na pasku czołowym ogłowia nie wytrzymało. W ogóle mam wrażenie, że ogłowie jest za małe. Akurat nie mam pod ręką żadnego innego do porównania, ale z żadnym dotąd nie miałam takich problemów, żeby z ledwością się dopinało na głowie konia. Te zapięcia też są dla mnie nowością.

Po walce z siodłem i ogłowiem efekt wygląda następująco:






Jak widać nie wyglądają już jakby były wyjęte spod prasy, są widocznie wyprofilowane pod konia. Klej epoksydowy jest po utwardzeniu bezbarwny, choć mam wrażenie, że może łatwo zżółknąć - póki co nie gryzie mocno w oczy i co najważniejsze - działa!

Strasznie zaaferowałam się tymi naprawami! I gdzie ten koń?! - zapytacie! Już wracam do konia, który najpierw zaliczył sesję out of the box... A nie, przepraszam! Najpierw stoczyłam wojnę z jednym ochraniaczem. Otóż jeden z czterech ochraniaczy jest nieco ciaśniejszy, poprzednia właścicielka postanowiła wcisnąć go na najszersze kopyto. O mały włos nie zerwałam złotych frędzelków w tej walce - jeden się wyraźnie naderwał. Starałam się przy tym nie obetrzeć też farby z tego kopyta. Chwilę to zajęło, ale w końcu się udało! Ochraniacz z luzem wchodzi na inne kopyto, ale trzeba było go wcisnąć na to największe, no oczywiście!

Po zdjęciu ochraniaczy mogłam spokojnie zrobić mu pierwszą sesję.





Co tu dużo mówić, jestem pewna, że ten koń całkiem niedawno opuścił swoje oryginalne opakowanie - żadnych śladów zabawy, zero obtarć, włosy w widocznym stanie fabrycznym, brak przebarwień, plam. Żaden z moich dotychczasowych nie znajdował się w tak idealnej kondycji!




Pierwsze co rzuciło mi się w oczy - to jego ogromne zielono czarno białe oczyPerfekcyjna odmiana na głowie - zero zadrapań i uszkodzeń. Mocny szew i brak otarć także na uszach.


Błyszcząca farba na nogach i kopytach- bez otarć i rys.

Jedyne czego się bałam to włosy - wyglądały super, to koń z lat 90 więc materiał jest trwały - ale to nie dotyczy tych błyszczących włókien, które wyglądały na mocno splątane. Bałam się je dotknąć grzebieniem - o szczotce przy tych włóknach nawet nie myślcie - wyrwie i połamie wszystkie za jednym zamachem. Postanowiłam je delikatnie umyć szamponem i rozczesać na mokro z pomocą odżywki.




To chyba nie był zły pomysł, bo na grzebieniu zostały mi tylko dwa włókna z grzywy i dwa z ogona. Odkryłam za to inną przykrą właściwość tych włókien - one się rozwarstwiają i skręcają jak sprężynki - zapewne przy ich rozciąganiu. Kilka musiałam poprzycinać. Ale większość została na miejscu.



Jak dla mnie - wygląda to przerażająco - czesanie nic nie daje - one są po prostu tak powyginane i będą się plątać. Być może jest to też efekt złego starzenia się tego materiału, może 30 lat temu wyglądały i zachowywały się inaczej. - Właśnie mnie olśniło, że znów mam do czynienia z modelem, który obchodzi w tym roku okrągłe urodziny.




Ten koń naprawdę niedawno ujrzał świat poza fabrycznym pudełkiem, końcówki jego włosów (teraz mówię o samych włosach, nie o błyszczących włóknach) mi to mówią - są równiutkie, nie powyginane i nie plączą się - nikt ich namiętnie nie czesał (po błyszczących nie byłoby śladu), nikt nie zaplatał warkoczy i nic w nie nie wpinał. Są oryginalne w oryginalnym stanie. To jest mój 41 koń w kolekcji, więc mam pewne doświadczenie w tej materii.


To samo mówią te akcesoria - czyściutkie, zupełnie nowe.

Tu trzeba znów zaznaczyć, że mam obawę, iż ten piękny złoty kolor na frędzelkach bardzo łatwo podda się w praniu. Na szczęście wszystkie materiałowe rzeczy są jak z fabryki.

Czas na sesję w pełnym rynsztunku!










Country Star Western Horse Walmart SE trafia w mojej kolekcji do grona chłopaków - nie wiem, jakoś tak mi przypasował, mimo tych kwiatków i różu. 










Komentarze