Loczek jest moim pierwszym zakupem z tematu koni Barbie po latach. Pojawił się u mnie praktycznie przez przypadek. Zauważyłam ogłoszenie na olx (na którym do tego momentu zrobiłam może jeden zakup) i obserwowałam je kilka dni. Cena była bardzo atrakcyjna i głównie z tego powodu zdecydowałam się go przygarnąć.
Jak widać na powyższych zdjęciach, pochodzących z ogłoszenia, maleństwo prezentowało się dość przyzwoicie. Derka była zdecydowanie "zmęczona" czasem i brakowało uwiązu - takiej niedługiej "smyczy", na której Barbie mogłaby prowadzić źrebaczka. Oryginalnie maluch miał jeszcze białą szczotkę i różową wstążeczkę do przyozdobienia ogonka.
Dixie przybył do mnie z Gdańska 6 maja 2021 r. Po rozpakowaniu zrobiłam mu szybką sesję przed myciem w łazience. Okazało się, że ceratkowa część derki zniknęła, podejrzewam że stało się to na skutek prania. Na zdjęciach z ogłoszenia widać, że ceratka się kruszyła. No cóż. Ogólnie maluszek był w bardzo dobrym stanie, nie wymagał specjalnego mycia. Postanowiłam jednak odświeżyć jego grzywę i ogon.
Moje pierwsze wrażenia z obcowania z Dixi były takie, że przerósł moje oczekiwania. Zdjęcia nie oddają w całości jego uroku i jakości jego wykonania.
Pojawił się on w handlu w 1983 roku, czyli dziś ma ponad 30 lat, a wygląda jak nowy. Grzywa i ogonek są bardzo miękkie i zwinięte w trwałe loki, nawet umycie ich nie zrujnowało jego fryzury.
Poniżej kilka zdjęć bez kantarka i derki, nadal przed myciem i czesaniem:
Loczek przekonał mnie do koni z jego ery. Jeśli kiedyś będę miała okazję, z pewnością z niej skorzystam i przygarnę również jego rodziców.
Poniżej Dixi po odświeżeniu na wiosennym wybiegu, dodałam mu nieoryginalną różową wstążeczkę do ogonka:
Na ostatnich zdjęciach widać dokładnie, dlaczego nazwałam go Loczkiem.
Sesja z Sun Runnerem i Barbie Cali Girl:
Komentarze
Prześlij komentarz