Koń Steffi Love po przeszczepie - Rossie [Na sprzedaż]

 Rossie to pierwszy koń, który przeszedł metamorfozę w moich rękach i nie zostaje w mojej kolekcji. Wypadło na znany i oklepany mold Steffi Love, który jest naprawdę uroczy jako zabawka. Zaznaczam jako zabawka, ponieważ oprócz koniopodobnego kształtu  nie ma zbyt wiele wspólnego z żywym koniem i nie mogę się czepiać o szczegóły - to jest po prostu zabawka - komiksowy, bajkowy konik. Ma kolorowe, pogodne oczy, uśmiechnięty pyszczek,  ruchomą głowę i szyję. Jedynym mankamentem tego moldu, którego można się uczepić, jest łysina na górnej części szyi, która go oszpeca.


Rossie trafiła do mnie wraz z innymi końmi w pakiecie. Naprawdę ciekawił mnie ten mold i chciałam, by znalazł się w moich rękach. Z pewnością każdy, przechodzący przez dział z zabawkami w markecie, kiedyś się na niego natknął - jest w sprzedaży od lat. Rossie była w dobrym stanie - malowanie w oryginale, grzywa była zapleciona w warkocz, ogon rozpuszczony, ale dość długi. Zakładałam, że prawdopodobnie włosy są oryginalnej długości. Nie miała żadnego wyposażenia.







Rossie ma ruchomą głowę

Ma też ruchomą szyję, która sprężynuje, więc do zdjęcia musiałam ją przytrzymać - inaczej wraca do pionu.

Oczywiście w pierwszej kolejności przeszła porządne mycie, w trakcie którego rozplotłam jej warkocz i rozczesałam grzywę. Po wysuszeniu włosy zrobiły się przyjemne w dotyku. Są brązowe, ale gdzieniegdzie przebijają w nich jasne refleksy. Jak na używanego konia zabawkowego są bardzo długie i w idealnym stanie.




Plan od początku zakładał, że wykonam dla niej jakieś ładne akcesoria, nie wiem czy zakładałam eksperyment, któremu ostatecznie ją poddałam. Otóż bardzo raniła moje oczy ta łysina. Niestety nie posiadam w moim magazynie z włosami podobnego koloru. Ale to tak fatalnie wygląda... Co tu zrobić??? Przeczesując jej włosy zauważyłam, że grzywa jest bardzo gęsta - zwłaszcza w dolnej części. Na powyższych zdjęciach widać, że w tym miejscu włosy dotykają podłoża.

Zatem wpadłam na szalony pomysł - zrobię przeszczep! Ubytek w dolnej części będzie niezauważalny, natomiast u góry będzie widoczna różnica. Wszystko fajnie, tylko, że gdy obetnę włosy, to jak niby je zamocować i zabezpieczyć żeby nie wypadały? Na szybko wymyśliłam, że zatopię je w kleju na gorąco i zabezpieczę super glue - w sumie podobnie jak przy moich dotychczasowych wymianach włosów. 

No i stało się - złapałam za nożyczki i wycięłam pasmo u dołu. Starałam się ciąć jak najbliżej plastiku. Złapałam w drugą rękę pistolet z klejem - zatopiłam końcówki odciętego pasma w kleju i poczekałam aż ostygnie i stwardnieje. Następnie skropiłam to miejsce super glue. Również za jego pomocą dokleiłam gotowe pasmo na szczycie szyi. Szew z kleju nie wyglądał za ciekawie, choć jakoś wybitnie nie rzucał się w oczy, natomiast koń już z tym jednym dodatkowym pasmem wyglądał o niebo lepiej. Moje założenie, że ubytku na dole nie będzie w ogóle widać, stało się faktem. Ale to nie był koniec! Postanowiłam odciąć jeszcze jedno cieniutkie pasmo i zrobić grzywkę. Zamocowałam ją na szwie doklejonego pasma - w ten sposób maskując odstający klej. Czesałam konika, lekko pociągałam za doklejone włosy - nic się nie dzieje! I patrzcie jak wygląda:






Gdyby projektanci z firmy Simba przesunęli szczelinę na grzywę o ten centymetr w stronę głowy - byłoby idealnie. Głowa jest ruchoma, więc ten kawałek za uszami niestety będzie łysy, ale dołożenie grzywki zmieniło nieco perspektywę i było strzałem w dziesiątkę. Nawet bez uprzęży i ozdób wygląda fajnie.

Udało mi się upolować fajny zestaw siodeł, uprzęży i innych gratów dla lalkowych koni. Dzięki temu mogłam podarować jej nową uprząż i siodło.


Siodło i wodze pochodzą od różowego konia Steffi Love z zestawu z księżniczką - Fairytale Riding Princess. Są wykonane z elastycznego tworzywa, podobnego do tego, z którego wykonane jest siodło Tawny. Ogłowie jest prawdopodobnie także od konia firmy Simba, ciut starszego, także dedykowanego dla jakiejś księżniczki. Jest plastikowe, ale ma ciekawe funkcje - jedna to trzy zapięcia - standardowo - nachrapnik i pasek podgardlany - a dodatkowo jeszcze nagłówek - czyli pasek potyliczny znajdujący się za uszami. W przypadku Rossie rozpięcie tego ostatniego wystarcza. Kolejną ciekawą funkcją jest uchwyt na naczółku - pozwalający zamontować ozdobę. Genialna rzecz!

Na początku nie wiedziałam jak zamocować te wodze w tym ogłowiu - z pomocą przyszedł oczywiście klej na gorąco i różowy spinacz do papieru - z którego zrobiłam małe haczyki. Siodło ma widoczną małą plamkę zrobioną długopisem, która nie chciała się poddać w myciu. Na szczęście jest dość mała i po brzydszej stronie konia - tam gdzie nie ma grzywy. Na wodzach też są gdzieniegdzie widoczne atramentowe ślady, ale nie ma tragedii. Ogłowie ma kolor jasnego różu, ale nie sądzę by to jakoś przeszkadzało.

Do tego wyposażenia dorobiłam czaprak, komplet spinek do włosów i ozdobę do ogłowia (pióropusz).



Podstawę spinek tworzą rozetki z materiału, do których doszyłam rozetki z tiulu, następnie wstążeczkę z koralikami i koralik w kształcie różyczki, na środku którego przykleiłam ciemno-różowego dżeta. Na sam koniec dodałam brokat na tiul i przykleiłam całość do malutkiej różowej spineczki. Także te ozdoby są tak naprawdę szyte, nie klejone.

Czaprak wykroiłam do kształtu siodła, od góry znalazł się ten sam materiał co w spineczkach, od spodu - miękki ciemno-różowy polarek.


Brzeg po bokach i z przodu obrobiłam różową muliną. Z tyłu znalazł się tiul. Wzdłuż tylnego szwu wszyłam opalizujące na różowo, przezroczyste koraliki - te same, które znajdują się w spineczkach. Po obu stronach dodałam też perłowe koraliki w kształcie różyczek. Na tiul nałożyłam brokat.

Wszystko zaczęło się od tych różyczek na wodzach, stwierdziłam, że to idealny motyw. Stąd też imię Rossie - oczywiście.







Myślę, że wszystko dość dobrze się zgrywa. Siodło mogłoby być jaśniejsze, ale wtedy zlałoby się pewnie z czaprakiem - a tak jest kontrast.

I szczegóły, szczególiki:




Tu widać plamki po długopisie


Doszłam do wniosku, że ciężko jest zrobić zdjęcie, na którym będzie dobrze widoczny brokat. Musicie uwierzyć, że ona naprawdę lśni.

Już miałam publikować tego posta, kiedy wpadłam na pomysł, że zrobię jeszcze dwie ozdoby. Jedną do uprzęży i dodatkową, która miała służyć jako wstążka do zamknięcia pudełka, w którym Rossie pojedzie do nowego domu. Z tą ostatnią trochę mi nie wyszło - nie zmierzyłam obwodu gumki i wyszła za ciasna na pudełko, ale może posłużyć jako ozdoba do włosów dla przyszłej właścicielki klaczki. 


Ta pierwsza ozdoba docelowo jest zapięta na napierśniku, ale równie dobrze można założyć ją na ogłowie zamiast pióropusza lub na siodło.





Porównania

Coś co lubię najbardziej! Na takich zestawieniach jasno widać zmianę. Najpierw włosy:




Teraz od stadium początkowego do końca przemiany:



Wspomnę jeszcze o przygotowanym pudełku. Jest to jedno z pudełek, w którym przybył do mnie jeden z koni - zatem czysty recyckling. Poświęciłam jeden z wieczorów i okleiłam je papierem do pakowania. Swoją drogą, wiecie jak trudno znaleźć jest ładny papier do pakowania w określonym odcieniu, bez motywów bożonarodzeniowych, dziecięcych i urodzinowych? 


Film YouTube




Rossie szuka domu

Linki do ogloszeń:
olx  
Vinted
- Allegro

Komentarze