Brzydkie kaczątko - Książę - Prince (1991)

Rok 2023 zaczynam na blogu, trochę późno, ale od bardzo ciekawego projektu - konia, który już się pojawił, przy okazji postu o moich październikowych nabytkach. Wiem też, że sporo osób niecierpliwie czeka na jego historię - zatem zapraszam.

Prince po odnowie w styczniu 2023

Ogłoszenie

Od kiedy w moim stadzie pojawiła się biała dama - Blinky - zakochałam się w starych białych koniach. Nie wiem jak to jest, że na zdjęciach nie robiły na mnie większego wrażenia, natomiast na żywo są po prostu magiczne. 😍

To jest właśnie ten koń, przez którego pudel Lord nie mógł zostać nazwany Prince. Wiedziałam, że któregoś dnia ten rumak dołączy do mojego stada i nie chciałam dublować imion.

Gdy ujrzałam go po raz pierwszy - na zdjęciach w ogłoszeniu - to było jak miłość od pierwszego spojrzenia, jak rękawica rzucona z wyzwaniem. 💘 "Trochę" zaniedbany, leciwy przystojniak, praktycznie bez wyposażenia, straszył żółtym kolorem, ubytkami w malowaniu, brudem z daleka widocznym w splątanych, dawno nieczesanych włosach... jednak te włosy wyglądały na dość długie. Te wszystkie cechy zamiast mnie odstraszać - przyciągały jak magnes. 

Prince na zdjęciu z ogłoszenia

Prince w ogłoszeniu

Przybycie 📦

I tak 25 października 2022 roku przybył do mnie, prawdopodobnie z Olsztyna, czyli z Mazur. Jako mój trzeci zakup w miesiącu, 33 z kolei koń w mojej kolekcji, którego Unboxing rozpoczął się o godzinie 15.33 - cyfra 3 go chyba prześladuje - z całego wyposażenia pozostały mu trzy podkowy. Tak oto prezentował się tuż po unboxingu.




Nie mogłam uwierzyć, że to jego oryginalne włosy - wydawały się bardzo dziwne w dotyku, przypominały mi coś na kształt waty. Bałam się, że są bardzo cienkie i w momencie rozczesywania niewiele z nich zostanie. Ogólne wrażenia powtórzę z pierwszego posta - Ogon w stanie lekko rozpadającym się - mam nadzieję, że przetrwa czyszczenie. Grzywa teoretycznie w oryginalnej długości. Przebarwienia, plamy, dodatkowe malowania kredkami, bądź flamastrami - ogólnie tona brudu wyczuwalna w dotyku. Jest to koń dość stary, więc jego stan i tak jest dobry. Malowanie kopyt, pyska i oczu w stanie dość dobrym.


O modelu


Prince pojawił się w roku 1991. Jest on wzorowany na pierwszym koniu Barbie w tym kształcie - protoplaście całego rodu arabów Barbie - Prancerze. I z pewnością niejedna osoba może go z Prancer'em pomylić, ponieważ mają ten sam kolor i podobne cieniowanie, podobne włosy, tą samą uprząż i siodło.


Prancer - protoplasta arabów Barbie (fot. z ebay.com)


Powyższe zdjęcie załączam do porównania z omawianym modelem. Jak widać drugie imię Prancer'a to Prince, więc można uznać, że są spokrewnione. Prince występował w dwóch odmianach - z białymi i różowymi włosami. Nie wiem, czy można było przewidzieć, na którą wersję się trafi bez otwierania pudełka, ponieważ na pudełku koń miał włosy różowe.

Prince - opakowanie w wersji niemieckiej (fot. z ebay.com)

Prince jest wzorowany na klasycznym koniu i do takich go zaliczam. Nie ma zatem szerokiego wyposażenia, choć w porównaniu z protoplastą jest ono bogatsze. W pudełku wraz z koniem można było znaleźć:

- uzdę z wodzami - wykonaną całkowicie z materiału
- różowe, plastikowe damskie siodło
- czaprak
- różowe podkowy
- ozdobną wstążkę
- szczotkę do włosów

Oryginalne wyposażenie Prince'a (fot. z ebay.com)

W Journalach Barbie Prince pojawia się zaprzęgnięty do powozu - praktycznie identycznego jak Ski Fun - różnił się jedynie naklejkami. Był on sprzedawany osobno i tak samo jak Ski Fun miał opcję przerobienia na sanie. Z tym samym powozem można spotkać też innego konia - Divę.

Prince z powozem w niemieckim Journalu Barbie z 1991 roku (fot. Flickr)

Prince z powozem w niemieckim Journalu Barbie z 1991 (fot. Flickr)

Opakowanie powozu (fot. z ebay.com)

Opakowanie powozu (fot. z ebay.com)

Skoro już wiemy jak wyglądał w oryginale, to czas zająć się moim brzydkim kaczątkiem.

Szczegółowe oględziny 🔎

Po udanym eksperymencie odżółcania - retrobrightingu - wykonanym na Lilce wiedziałam, że Prince będzie idealnym pacjentem do tej terapii. Zanim jeszcze trafił do wstępnego czyszczenia - postanowiłam udokumentować szczegółowo jego pierwotny stan.




Ubytki w malowaniu na głowie, zabrudzenia i zażółcenia.



Widoczne ślady po różowej kredce na pysku.


Widoczne uszkodzenie chrap


Ślad po kontakcie z czymś gorącym na wysokości dolnego kącika oka, pośrodku łba, przy szwie.



Na uchu był jakiś niebieski ślad po kredce lub flamastrze.


Przednia noga również została upiększona różową kredką.


Po lewej stronie u dołu brzucha także został czymś przygrzany. Szwy zmieniły kolor na żółty.








Pierwsze mycie 


Po szczegółowej sesji zdjęłam mu podkowy i wylądował w misce z proszkiem do prania. Przeszedł solidne mycie.


Po myciu:






Retr0brighting, czyli wybielanie

Wokół tego zabiegu jest sporo zamieszania - istnieją zwolennicy i przeciwnicy. Ci drudzy snują różne historie i teorie na ten temat upierając się, że proces ten niszczy strukturę plastiku, osłabia go, nie jest wcale skuteczny, bo nie zatrzymuje żółknięcia, twierdzą że poddane takiemu zabiegowi rzeczy nie powinny być uznawane za oryginalne, bo przez to będą się szybciej niszczyć, że proces ten obniża ich wartość, itp. itd. Moim zdaniem wynika to jedynie z czystej ignorancji i lenistwa intelektualnego, gdyż wystarczy zadać sobie proste pytanie - dlaczego plastik z wiekiem żółknie i jak to się dzieje. Następnie wystarczy usiąść przed monitorem lub telefonem i poszukać w internecie odpowiedzi na to pytanie. Wszystko opiera się na procesie fizykochemicznym - w powietrzu którym oddychamy znajduje się tlen. Cudowny pierwiastek - bo bez niego nie dałoby się żyć, nie tylko nam - to oczywiste. Ale tlen ma też tą ciemniejszą stronę - bierze udział w procesach starzenia - zapewne każdy słyszał o wolnych rodnikach i o antyoksydantach. No właśnie, więc to reakcje z tlenem są odpowiedzialne za zmianę koloru plastiku. Proces ten jest długotrwały - żółknięcie nie pojawia się z dnia na dzień. Pod wpływem ciepła i/lub promieni UV następuje reakcja w wyniku której następuje rozerwanie łańcuchów polimerowych tworzących plastik i przyłączenie do nich tlenu - reakcja oksydacji - czyli utleniania. W wyniku dołączenia tlenu powstają związki odbijające żółty kolor - stąd nasze oczy widzą ten kolor. To nie są bajki ze mchu i paproci, tylko procesy wyjaśnione naukowo. Ja nie jestem naukowcem, nie chcę też zanudzać, chciałabym tylko rzetelnie wyjaśnić na czym to polega i jak ja to rozumiem. Po więcej szczegółów polecam udać się w takie odmęty internetu jak np:
- tutaj
,
- w wersji do oglądania po polsku tutaj (bardziej doświadczalnie niż naukowo, wersja szybsza niż moja i wykorzystująca UV zamiast ciepła)
- w języku angielskim i w wersji do słuchania - tutaj.
- różne metody, do oglądania, po angielsku - tutaj  
To są oczywiście przykłady podane na szybko, dla bardziej wnikliwych istnieje możliwość dokopania się do konkretnych badań.
Skoro jest to proces utleniania, to jeśli ktoś choć trochę uważał na lekcjach chemii, wie że da się go odwrócić. A więc wybielanie to proces odwrotny do utleniania. Wybielanie plastiku nie różni się niczym od wybielania bielizny. Nawet stosujemy te same środki, czyli np. wodę utlenioną. I wystarczy ta 3 % z apteki. Choć niektórzy do wybielania np. starego sprzętu komputerowego czy AGD stosują mocniejsze roztwory - 12 %. Wtedy proces ten przebiega szybciej. Ja nie mam takich warunków, ani potrzeb, więc zwykła apteczna woda utleniona mnie zadowala - jest łatwo dostępna i prosta w użyciu. Swoją drogą, jeśli już mówimy o bieliźnie - w moim starym wiejskim domu, białe obrusy i pościel, które są praktycznie nieużywane - także z czasem żółkną, dlatego raz na kilka lat muszę robić generalne pranie. Inaczej wszystko byłoby żółte.
Na koniec dodam jeszcze, że wybielanie nie zatrzymuje procesu starzenia się plastiku, niestety z biegiem czasu wybielony plastik znów zacznie żółknąć. Nawet ten, który nie będzie miał dostępu do światła słonecznego. Dlatego, że proces utleniania przebiega zarówno pod wpływem promieni UV, jak i ciepła. Jest to zarówno fotodegradacja jak i termodegradacja łańcuchów polimerowych. Są jednak metody by skutecznie hamować te procesy. Wystarczy odpowiednia pielęgnacja - istnieją specjalne preparaty do pielęgnacji plastiku. Sama właśnie się o nich dowiedziałam i zamierzam przetestować jeden z tych środków zarówno na moich koniach, jak i klawiaturze i obudowie mojego komputera. Poza tym mam zamiar przenieść konie w miejsce pozbawione nie tylko światła, ale i wyższych temperatur. Do tego idealna byłaby piwnica... której nie mam 😕

Myślę, że dość na ten temat, wróćmy do kaczątka jakim jest mój Prince. Mając już pierwsze doświadczenia za sobą, zaopatrzyłam się w zestaw do wybielania:


To co widzicie na powyższym zdjęciu to:
- dwie buteleczki z wodą utlenioną
- bawełniane szmatki i bandaże, do tego płatki kosmetyczne
- folia spożywcza
- taśma izolacyjna
- torebki foliowe

I zabrałam się za mumifikowanie Księcia. Zawijałam go w szmatki i okłady z płatków kosmetycznych, następnie dociskałam je zabezpieczając bandażem. Aż cały koń stał się mumią. Odwinęłam kawałek folii - tak bym mogła położyć na niej konia i zaczęłam stopniowo nawilżać bandaże i okłady wodą utlenioną, za każdym razem zawijając szczelnie każdą część w folię. Aż uzyskałam bandażowo-foliową mumię.


Włosy spięłam trytkami i starałam się jakoś odizolować je od wody utlenionej, ale kiepsko mi to wyszło w efekcie.

Na koniec docisnęłam folię i okłady owijając ściśle całego konia taśmą izolacyjną. Następnie wsadziłam go do foliowej torby lub nawet dwóch i również zabezpieczyłam taśmą. Opakowanego w ten sposób położyłam na kaloryferze i przykryłam grubym materiałem. Kaloryfery u mnie w domu włączają się raz do dwóch razy na dobę, więc nie gotował się tam za bardzo. Raz na jakiś czas odwracałam go na drugą stronę. 

Po 5 tygodniach przyszedł czas na jego uwolnienie.


Jeszcze jedna kwestia techniczna - w momencie nasączania okładów wodą utlenioną, zawijania go w folię, jak i zdejmowania z niego tych owijek - powinnam mieć na rękach rękawiczki. Kontakt nawet z 3 % wodą utlenioną momentalnie kończy się przesuszeniem i zbieleniem skóry na opuszkach palców, czemu towarzyszy bardzo nieprzyjemne uczucie ciągnięcia skóry w tych miejscach.

Po wybielaniu

Tuż przed chwilą prawdy!


Ja naprawdę na to nie liczyłam, uwierzcie. Myślałam, że może znikną tylko te delikatniejsze zażółcenia, ale jakiś ślad z pewnością zostanie. Gdy rozpakowałam go z mumii - oniemiałam. Czy to mój koń, czy może ktoś go podmienił? Tak wyglądał zaraz po odpakowaniu:




Praktycznie zlewa się z tłem. Nigdzie nie ma śladu po żółtym kolorze! Plastik wygląda jak nowy.

Drugie mycie


Drugie mycie było nieuniknione, ponieważ dotąd nie próbowałam czesać jego włosów. Poza tym podczas tych pięciu tygodni w wodzie utlenionej pojawiły się na nich jakieś czarne plamy, które bez problemu poddały się podczas mycia.





 Z pomocą odżywki do włosów rozczesałam grzywę i ogon. Okazało się, że moje obawy były niepotrzebne, w końcu to zabawka z początku lat 90, zatem włókna są solidne. Rozczesały się bez większych oporów, a odpad był naprawdę mały - trzeba się przyjrzeć - jest na zdjęciach przed koniem w pobliżu przednich nóg. Włosy na zdjęciach są jeszcze wilgotne, przed czesaniem dlatego tak dziwnie się układają.

Akcesoria

Oprócz trzech podków mój Książe nie miał nic. Na samym początku założyłam sobie, że postaram się odtworzyć własnymi siłami jego oryginalne wyposażenie - oczywiście tą część, którą mogę - rzeczy z plastiku raczej nie leżą w moim zasięgu. Zauważyłam, że nachrapnik jest wykonany z tego samego materiału co czaprak. Znów ten materiał jest prawdopodobnie taki sam jak ten z którego czaprak ma Blinky. Długo zastanawiałam się skąd wziąć taki jasnoróżowy, delikatnie pluszowy, polarowy materiał. Nic takiego nie kojarzyłam w moich materiałowych ścinkach. Jak i z czego zrobić też takie wodze? Oryginał był z tasiemki na którą naszyta była żakardowa taśma wyglądająca jak haft. Ogólnie to dziwna jest ta uprząż - składa się z samego nachrapnika i na stałe przyłączonych wodzy. Wpadłam na pomysł, że mogę wykorzystać technikę makramy znaną mi z czasów podstawówki, gdy wszystkie dziewczyny robiły sobie kolorowe bransoletki z muliny. Wybrałam cztery kolory odpowiadające kolorom oryginalnych wodzy - biały, zielony, różowy i fiolet. Zdecydowałam się na najprostszy wzór - z czterema nitkami raczej nic ciekawego, podobnego do oryginału nie da się wyczarować, więc ograniczyłam się do pasków. Będąc w sklepie rzuciła mi się w oczy niemowlęca bluza z polaru w poszukiwanym przeze mnie kolorze - w dodatku na wyprzedaży - ostatnia sztuka! I tak udało się skompletować materiały.

Ze zdjęcia, które zamieściłam powyżej w sekcji "O modelu" zdobyłam wykrój czapraka. Wystarczyło wydrukować zdjęcie w odpowiedniej skali i wyciąć kształt, który później przeniosłam na materiał. Z tego samego materiału wycięłam pasek na nachrapnik. Do nachrapnika doszyłam przygotowane wcześniej wodze i rzepowe zapięcie.



Dobrałam też wstążkę na ogon. Prince nie miał żadnych ozdób do grzywy, zatem postanowiłam dać mu dodatkowe kokardki z tej samej wstążki. Zdecydowałam, że trzy sztuki wystarczą - nie wiedziałam wtedy, że tyle będzie tych trójek wokół niego.

Prostowanie włosów 


Akcesoria były gotowe, ale nie mój Książę. Po wysuszeniu włosów i ponownym ich rozczesaniu okazało się, że są okropnie spuszone. Zatem złapałam karbownicę i przeciągnęłam przez nią grzywę i ogon.


Grzywa w trakcie prostowania - z prawej strony po, z lewej -przed

Różnicę dokładnie widać

Grzywa po, ogon przed

Przed prostowaniem ogona

Przed szlifowaniem i malowaniem







Szlifowanie przypaleń i otarć


Podczas niedawnej wizyty u manicurzystki, doszłam do wniosku, że przydałoby mi się w domu takie narzędzie jak szlifierka do paznokci. Oczywiście pod kątem pracy z końmi, choć to nie Prince'a miałam na myśli. Tak sobie pomyślałam, że skoro już tak pięknie wygląda, dobrze byłoby jakoś zamaskować te jego rany po kontaktach z czymś gorącym, bo rzucają się w oczy i go szpecą. I chyba pomysł z najtańszą i najprostszą szlifierką był strzałem w dziesiątkę.

Szlifowanie obtartej chrapy


Szlifowanie ran na brzuchu

Polerowanie blizn po ranach

Poprawki malarskie


Pozostało uzupełnić braki w malowaniu i cieniowaniu. Użyłam do tego farby akrylowej rozcieńczonej wodą. 


Gdy farba wyschła zabezpieczyłam ją niewielką ilością lakieru.

Nowy stary koń

Po szlifowaniu i malowaniu:












Wystarczyło pożyczyć siodło od Blizi i oto on - Prince na emeryturze - w pełnej okazałości!






W świetle dnia, w ogrodzie:






Przed i po



Porównanie poszczególnych etapów:
1 - przed
2 - po wybielaniu i czesaniu
3 - po szlifowaniu i malowaniu






Nawet jeśli efekt wybielania za jakiś czas zniknie - jestem ciekawa jak długo to potrwa - myślę, że warto było przejść całą tą drogę. Oczywiście postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy, by jak najdłużej pozostał tak lśniący.

Film YT




Komentarze

Prześlij komentarz